Etykiety

niedziela, 28 stycznia 2018

#215 Positano.

Nadszedł ten piękny dzień, w którym porywam was do jeszcze piękniejszego Positano.
Nie wiem czym zasłużyłam sobie, aby me oczy mogły widzieć tak cudne widoki, ale jestem za to ogromnie wdzięczna.
Positano skradło moje serce prawie tak mocno co Neapol. Mogłabym zostać tam na zawsze i obserwować znikające za horyzontem słońce. W sumie taki był plan, ale przeszkodziła nam sesja zdjęciowa pewnej modelki toples, która musiała się zacząć akurat przed naszymi oczami. Masakra! 😝 To dowodzi jedynie temu, że znajduje najlepsze, odosobnione miejsca ahah.

Positano jest niewielkim, ale szalenie uroczym miasteczkiem rozłożonym na wzgórzu. Można zauważyć, że jest niewielkie objętościowo, ale za to pnie się dzielnie w górę. Aby znaleźć się na plaży, trzeba pokonać więc liczne zakręty ah.

Wszystko w Positano nieźle kosztuje. Nic dziwnego. Każdy bogacz zapłaciłby majątek za takie widoki! Ceny hoteli to nawet około dwóch, trzech tysięcy za noc. Za pizzę Margherita zapłaciłam 12 euro podczas, gdy w Neapolu kosztuje ok. 4. :) Przyjeżdżając do Positano trzeba liczyć się z pewnymi kosztami, ale mimo tego warto tu przyjechać.

Z Neapolu do Positano najłatwiej jest się dostać specjalnie oznakowanym autobusem. Kosztuje on bodajże 8 euro na cały dzień i w ramach tego biletu można jeździć między kilkoma miasteczkami w jedną i drugą. 😋 Nie jest to więc wygórowana cena, ale my oczywiście przepłaciłyśmy, bo najpierw przyjechałyśmy do Sorrento pociągiem więc już średnio się opłacało. Na następny raz będę o tym pamiętać!

Positano to miejsce magiczne. Takie, którego nie da się pominąć będąc w Neapolu. Mogłabym zaryzykować stwierdzenie, że to drugie najpiękniejsze miejsce we Włoszech, a biorąc pod uwagę, że zjeździłam już większość miejsc, nawet tych gdzie turyści nie docierają... to mam chyba prawo wydać jakiś osąd! 😝 Więc tak, Positano plasuje się na mojej liście zaraz za Neapolem, zajmując zasłużone drugie miejsce. Być może miałoby nawet szansę wyprzedzić Neapol, gdyby było ciut większe i ciut mniej turystyczne. Wtedy być może oddałabym mu podium, ponieważ kocham... Całym sercem kocham.









Byliście kiedyś w Positano?

środa, 24 stycznia 2018

#214 Najczęściej popełniane błędy podczas nauki języka włoskiego.

Pewnie każdy język obcy ma elementy, które uczącym się, sprawiają najwięcej problemów. Aspekty, o których często się zapomina, czy też zawiłości gramatyczne, których zrozumienie zajmuje szczególnie dużo czasu. Tak samo język włoski ma w sobie elementy, które wcale nie są tak banalne jak to mówią 😄 i nadzwyczaj często są mylone, bądź lekceważone przez uczące się osoby.
Zapomnijcie więc o powielanych stereotypach i spójrzcie na język włoski z nieco innej perspektywy!

1. Włoski to taki łatwy język.
Tak mówi co druga osoba, która zaczyna się go uczyć, a potem jakimś dziwnym trafem rezygnuje z niego po kilku miesiącach nie mogąc sobie poradzić. Siły opadły, pierwszy etap ekscytacji też i okazuje się, że kurde, naprawdę trzeba się uczyć (jak każdego języka z resztą). A przecież miało być tak prosto, bo niektóre słowa takie podobne, takie dźwięczne no i przecież byłam na wakacjach we Włoszech aż raz i podsłuchałam jak się zamawia pizzę. 😀 Moim zdaniem nastawianie się na to, że coś przyjdzie samo jest domeną ludzi naiwnych i pewnie dlatego kończą oni swoją naukę równie szybko co ją zaczęli. Nigdy nie można nastawiać się, że coś nauczy się i zapamięta samo, bo potem przychodzi jedynie twardy upadek na ziemię i szybka rezygnacja. Ileż to ja znałam osób, które uczyły się włoskiego miesiąc czy też dwa...

2. Przesadna wymowa.
Pewnie każdy kto zna włoski, zna też osobę, która się go uczy/uczyła i trochę przesadza z wymową. Istnieje naprawdę wiele osób, które nieudolnie próbują naśladować akcent Włochów, przeciągając sylaby do granic wytrzymałości. Od razu mówię- Włosi tak nie mówią, nawet jeśli niektórym tak się wydaje.

3. Gramatyka może poczekać.
Dlaczego tak wiele osób odkłada gramatykę na jakąś odległą, bliżej niesprecyzowaną okazję?
Czy naprawdę nie lepiej wprowadzać ją sobie stopniowo niż przez pierwsze miesiące mówić "Kali jeść, Kali spać", a potem nagle otworzyć szeroko oczy jak okaże się ile jest do nadrobienia i jak dużo błędów już się utrwaliło? Nie wydaje mi się, żeby te boskie rady w stylu "Lekceważ gramatykę, mów co ci ślina na język przyniesie!" miało jakieś prawdziwe zastosowanie...

4. Po co mi congiuntivo.
No, a zaraz po pytaniu "po co mi congiuntivo?" pojawia się pytanie "a po co mi passato remoto?"
Otóż jeśli nie znasz congiuntivo to już zawsze będziesz brzmieć jak niedouczony amator lub ewentualnie Włoch analfabeta. (btw. Congiuntivo jest specjalnym czasem, przez wielu uważanym za bardzo trudnym i skomplikowanym. Bardzo często mylą się w nim także Włosi, i tak potwierdzam, można się w nim zagubić. Zwłaszcza na początku łzy napływają do oczu na sam jego widok. Potem już z górki). A po co passato remoto (coś na wzór czasu przeszłego zaprzeszłego)? Po to, że bez niego nie przeczyta się żadnej książki.

5. Zapominanie o tym, że podwójne litery powinny być tak słyszane.
To moje ulubione. Wszystkie osoby, które zamiast penne mówią pene (penis). Podwójne litery muszą być słyszalne. Zawsze.



sobota, 20 stycznia 2018

#213 Język sardyński- Jak mówić na Sardynii?

Hej kochani, to znów ja!
Ah te żarciki.

Na pewno już mam wspominałam (jakieś milion razy) o tym, że poza językiem włoskim, kocham się także w innych językach oraz dialektach włoskich i namiętnie się ich uczę. Znam już co nieco neapolitańskiego, choć mówiąc co nieco, mam na myśli naprawdę niewielką część. Zdecydowanie lepiej idzie mi rozumienie tego co mówią (pojedynczych fraz, nie zaawansowanych monologów) i wymawianie tego co mam napisane ahah niżeli samo mówienie. Poza tym wciąż brak mi odwagi, aby w Neapolu mówić po neapolitańsku. Choć przyznam się wam, że według mnie Neapolitańczycy mają najpiękniejszy akcent na świecie. Przysięgam.

Poza językiem neapolitańskim, uwielbiam także sycylijski, ale on jest według mnie jeszcze o wiele trudniejszy!
Tuż za nim język/dialekt sardyński. Szczerze nie mam pojęcia czy sardyński jest językiem czy dialektem. Kiedyś mocno pokłóciłam się z pewnym chłopakiem pochodzenia sardyńskiego, który upierał się, że to język i podesłał mi chyba milion artykułów na ten temat, a ja w zamian wysłałam mu masę artykułów na temat, iż sardyński jest tylko dialektem. Do zgody nigdy nie doszliśmy więc nie mam pojęcia jak to wygląda w tym przypadku.

"We Włoszech uznawany jest za dialekt języka włoskiego, jednak większość językoznawców spoza tego kraju uważa sardyński za odrębny język. "

Tak czy siak, język/dialekt sardyński jest połączeniem francuskiego, arabskiego, łaciny, greki oraz hiszpańskiego przez co brzmi dość oryginalnie i jest nierozumiany nawet przez Włochów podchodzących z innych regionów. Dodatkowo wspomnieć należy, że sam sardyński ma jeszcze cztery odrębne odnogi przez co różni się znacznie zależnie do tego, w której części wysyp się znajdujemy.
(Tutaj mała dygresja. Przypomniało mi się jak kiedyś jeden mężczyzna zadał mi pytanie w dialekcie kalabryjskim i mój mózg zaczął pracować na najwyższych obrotach, a i tak zajęło mi chyba minutę zanim przetrawiłam to w głowie, przełożyłam na włoski i odpowiedziałam...)


Dziś przedstawię wam kilka sardyńskich słów oraz zwrotów, aby zaprezentować wam jak znacznie różni się on od języka włoskiego!

O języku neapolitańskim poczytać możecie u mnie tutaj KLIK.

Itte sese fattende?- Che stai faccendo?- Co robisz?

Eja- Sì- tak (od razu skojarzyło mi się to z potwierdzającym w Neapolu "eh").

Ajo!- Ma dai!- No weź, dajesz!

Teniri pagu gana- Avere brutta voglia- Mieć mdłości.

Ta lastima!- Che peccato!- Jaka szkoda!


Jak podoba wam się różnorodność języka sardyńskiego? :)


wtorek, 16 stycznia 2018

#212 O włoskich urywkach z życia słów kilka, cz.4

Pamiętacie moje wpisy z życia wzięte? Pełne słońca, beztroski i wspomnień?

Bardzo dawno nie było kontynuacji tej serii na moim blogu. Tak samo jak serii o włoskich wiadomościach oraz o pięknych miejscach. Musicie mi wybaczyć, bo moja głowa pełna jest kolejnych pomysłów dlatego trudno pogodzić wszystkie i nadarzać z pisaniem wszystkich postów jakie mam w planach. Musiałabym dodawać notkę codziennie, a na to pewnie ani mi ani wam nie starczyłoby po prostu czasu.

Jeśli macie ochotę poczytać o włoskim życiu słów kilka to zapraszam was do :
CZĘŚĆ 1
CZĘŚĆ 2
CZĘŚĆ 3


Kiedy miałam kilka lat, gubiłam się na ulicach Bolonii. No wiecie, Bolonia wcale duża nie jest. Historyczne centrum, trochę ulic, uniwersytet, ale w oczach kilku letniej dziewczynki, każdy zaułek wydaje się nieskończony. Nie kocham Bolonii, ale o tym będę pisać kiedy indziej. Mimo to każdy nieznany fragment świata, zawsze wydaje mi się czymś idyllicznym.
Kiedy tak sobie biegałam po ulicach, wskakiwałam na figury lwów, do których przez całe dzieciństwo miałam słabość, zadzierając krótkie nóżki jak najwyżej, aby tylko udało mi się usiąść na grzbiecie lwa, ulicami uniwersyteckiego miasta paradowały tłumy młodych ludzi w wieńcach laurowych na głowach.
Nie wiedziałam co to znaczy. Moi rodzice mówili, że pewnie świętują koniec szkoły, ale jak i po co?

Mijały kolejne lata, a ja znów na ulicach następnych miast, spotykałam podobnych studentów. Dumnie nosili wieńce laurowe, ściskali w rękach dyplomy lub oblewali się szampanem. Nie kryli radości i chyba to podobało mi się najbardziej. W Polsce brak jakiś szczególnych zwyczajów związanych z obroną pracy dyplomowej. Może dlatego tak bardzo pragnęłam, aby mieć swój własny wieniec.
W Polsce w ogóle nie są one znane, toteż budziłam spore zainteresowanie, ale tak, udało mi się.

To taka krótka historia. Nic porywającego, nic specjalnego. Naprawdę. Mimo to chciałam się tym z wami podzielić. Nawet jeśli od tego wydarzenia mija już miesiąc. :)

piątek, 12 stycznia 2018

#211 Włoskie słowa, które prawdopodobnie źle wymawiasz.

Taki wpis chodził mi już po głowie od jakiegoś czasu. Kiedyś jedna z was napisała mi, że mogłabym zrobić taki wpis i coś tam przy okazji sobie wspomniałam, ale teraz na porządnie zebrałam wszystkie słowa, które kojarzę, że bywają najczęściej źle wymawiane. Może nie są to wszystkie słowa, a może raczej- na pewno nie są to wszystkie słowa, ale mam nadzieję, że uda mi się zaciekawić was tymi, które jako pierwszy przyszły mi do głowy.

1. Fiat
Popularny Fiat. Zna go pewnie każdy, ostatnio w dodatku moda na niego gwałtownie wróciła i znów uznawany jest za prawdziwe cacko. Ale czy oby na pewno każdy wie jak powinno brzmieć słowo Fiat? Moje doświadczenie mówi, że ... Nie bardzo. Marka tego samochodu nie powinna być wymawiana jako krótkie, zwięzłe Fiat. Literka "i" jest tutaj znacznie dłuższa i wymowie bliżej do "Fijat" niż "Fiat" choć wypowiadane jest to w taki sposób, że dla niedoświadczonego ucha faktycznie może brzmieć troszkę jak "Fiat". Niemniej jednak z pewnością nie jest to krótkie, stanowcze "FIAT".

2. Lamborghini
Lambo to pewnie kolejne autko po Fiacie, które zna każdy. Tylko czemu ciągle słyszy się "lambordżini"? "H" w wyrazie lamborghini występuje tam niemo, aby zmiękczyć "g" i rozdzielić je z "i". Dlatego wymawiamy "lamborgini".

3. Moschino
Kobiety szaleją za ich torebkami i perfumami, ale już słabo się robi od słuchania kolejny raz "moszino", "moczino". Prawidłowa wymowa to "moskino".

4. Penne
Wiele osób zapomina, że podwójne literki występują tam po to, aby wyraźnie je wymawiać. Nie bez powodu mamy makaron penne, a nie pene. Pene oznacza penisa. Wszyscy italofile ciągle to powtarzają, a i tak non stop słyszę "i poproszę pene".

5. Gnocchi
To takie słówko, które kocham. Wypowiada się je dźwięcznie "ńokki" podczas, gdy wiele osób nadal łamie sobie język mówiąc "gnoczi", "gńoki", "gnoszi", "gnocczi". Urocze.

6. Espresso
Jaką tajemnicę skrywa to słowo, że zawsze znajdzie się ktoś kto powie "ekspresso" zamiast "espresso"? Ej nie dodajemy liter, których nie ma!

7. Chianti
Popularne włoskie wino, które często bywa kaleczone jako "szianti", "czianti" i inne twory. To po prostu "kianti".


Jakie słowa dodałbyś do listy? A może ciekawi cię wymowa jakiegoś innego słowa?
Mewa prosi was o uważną naukę wymowy! 😈

poniedziałek, 8 stycznia 2018

#210 Sorrento.





Już trzy miesiące minęły odkąd wróciłam z Neapolu. Upływający czas mnie niepokoi i doprowadza do szału. Naprawdę.
Już trzy miesiące minęły, a ja wciąż nie zdążyłam napisać wam o wszystkim tym o czym chciałam. Musicie mi to wybaczyć i całą zimę oglądać słoneczne zdjęcia z różnych miejsc w Kampanii. Może to poprawi trochę wasze zimowe nastroje i sprawi, że jeszcze bardziej nie będziecie mogli doczekać się relacji z mojej marcowej wycieczki! Ja sama nie mogę się doczekać aż zrobię dla was zdjęcia, których potrzebuje i zbiorę wszystkie materiały w całość.

Dziś jednak myślami mentalnie powracamy do Sorrento. To takie miasto, o którym słyszał każdy. Jestem pewna, że tak jest, nawet jeśli niekoniecznie każdy potrafi pokazać je na mapie. Ok dobra, mogę się założyć, że jest dużo osób, które powiedzą "O Sorrento, Sorrento. No słyszałam, no widziałam zdjęcia, no obiło mi się o uszy", ale gdzie dokładnie jest, już niekoniecznie będą wiedziały.

Ja zawsze ciepło myślałam o Sorrento. To znaczy, jakoś nigdy tam wcześniej nie byłam, ale wiedziałam, że to taki najbliższy przystanek mojego kochanego, udomowionego w sercu Neapolu. W Sorrento kręci się filmy, bo przecież jest perłą Kampanii. Kto chciałby kręcić filmy na brudnych ulicach Neapolu skoro można robić to w Sorrento? W Sorrento całymi dniami przechadzają się bogate kobiety z torbami Hermes, a potem piją Aperol w przerwie między zakupami. W Sorrento to się żyje... Nie to co w Neapolu... Mhm.


Jakie wrażenie zrobiło na mnie to całe szalenie popularne Sorrento?
No powiedziałabym, że marne.
Teraz posypią się na mnie gromy i już słyszę te wszystkie teksty (które bądź co bądź, zdarzały się) "Tyle jeździ po Włoszech, że już nic nie docenia".
Nie moi mili. Doceniam każde miejsce, które odwiedzam, ale nie każde ma obowiązek powalić mnie na kolana. W gruncie rzeczy bardzo się cieszę, że tak nie jest, bo jeśli wszystko zachwycałoby mnie w równym stopniu, to najpewniej oznaczałoby to, ze mam jakiś poważniejszy problem mentalny.


Może zabrzmię teraz zabawnie, ale wiecie co najbardziej zachwyciło mnie w Sorrento? Sklepy z ceramiką. Uwielbiam kolorowe miski i talerze z motywem cytrynek, oliwek, papryczek... I o zgrozo zawsze wydaje na to trzy cyfrowe eurowe liczby. Świetnym pomysłem jest też sklep Bożego Narodzenia. 30 stopni w cieniu we wrześniu, a ja kupowałam ręcznie robione bombki. Brzmi jak szaleństwo, ale jaki to miało klimat! Jeśli już wybieracie się do Sorrento to koniecznie zajrzyjcie do tego sklepu i pozdrówcie ode mnie właścicielkę. Powiedźcie, że jedna szalona Polka chciałaby wrócić i wykupić cały asortyment. Może dostanę zniżkę! 😁


Miło było też pokonać pięć milionów schodów, aby zejść nad wodę. To nie jest ironia choć może tak brzmi. Nawet, gdy wchodząc czy schodząc po setkach włoskich schodów przeklinam swój los, to zawsze wspominam to z uśmiechem na ustach. Schody tak idealnie kojarzą mi się z włoskimi miasteczkami, że jak mogłoby ich po prostu zabraknąć?!
Miło było zanurzyć stopy w ciepłej wodzie i tak bardzo żałowałam, że nie mam ze sobą stroju i ręcznika. Kusiło mnie, żeby wskoczyć tam w majtkach, ale cóż... Jednak trochę za dużo ludzi.
Miło było posiedzieć na pomoście między łódkami. Miło było.
Ale Sorrento nie zostało mi zbyt długo w głowie.
Zwłaszcza, że potem wyruszyłyśmy do... (dowiecie się w kolejnym wpisie wspominkowym!) i zakochałam się bez reszty. Skoro poznałam miejsce miłość to jak mogłam dłużej pamiętać o pierwszym lepszym zauroczeniu?

Sorrento ah Sorrento. Miło było cię poznać, ale raczej nie ma między nami nici porozumienia.



czwartek, 4 stycznia 2018

#209 Kobiece problemy po włosku.

Dzień dobry!
Witam was bardzo serdecznie w 2018 roku! Nie miałam jeszcze okazji się odezwać więc mam nadzieję, że zarówno noc sylwestrowa jak i noworoczny poranek były dla was wspaniałe i świetnie się bawiliście!

Nowy Rok rozpoczynam kolejnym wpisem z cyklu tych, w których poruszam przeróżne tematy i przy okazji przemycam wam trochę cennych słów. Gratka dla każdego kto lubi uczyć się nowych języków.

Kobiece problemy są o tyle ciekawym zagadnieniem, że słownictwo z tego działu można się nam przydać praktycznie podczas każdej podróży po Italii. Sama pamiętam pewną sytuację wiele lat temu, gdy podróżowałam z moją przyjaciółką, jeszcze byłyśmy nastolatkami ahhh 😏 po Italii i ona podczas pobytu w jednym z miast, daleko od naszego hotelu dostała okresu. Musiałyśmy iść do apteki, a ja w ogóle nie mogłam sobie przypomnieć jak są podpaski. Musiałam więc wytłumaczyć to starszej pani bardzo opisowo i dokładnie. Aż się śmieje w duchu, gdy przypomnę sobie jak opisywałam jej produkt, a cała apteka krzyknęła na raz assorbenti!

Słowo okres nie należy do trudnych do zapamiętania. Il ciclo, który możemy kojarzyć właśnie z cyklem i okresem. Niestety podczas okresu towarzyszą nam kobietom różne niezbyt przyjemne i disturbi (dolegliwości). Wśród nich niestety mal di testa (ból głowy), nausea (mdłości), stanchezza (zmęczenie), a czasem nawet emicrania (migrena).

Jeśli dopadnie nas okres w nie najlepszym momencie, pozostaje nam udać się do apteki po le medicine (lekarstwa), gli assorbenti (podpaski) lub po i tamponi (tampony).

Mi często pomaga także il termoforo (termofor) lub la borsa dell'acqua calda (także termofor). Trików na to jak pozostać w formie w tych dniach jest wiele, ale z całą pewnością najlepiej po prostu riposare (odpoczywać), dormire (spać) i mangiare leggero (jeść lekko).

Il ciclo non è una malattia.... Certo.😛
Okres nie jest chorobą.... Oczywiście. 😛


Dajcie znać czy podobają wam się takie krótsze wpisy ze słownictwem tematycznym!